Nie ma się co czarować, każdy wcześniej czy później ma potrzebę pożyczenia pieniędzy. Tak, rządy też. Może nawet częściej niż zwykły Nowak czy Kowalski, bo i wydatki są sporo większe. Dlatego opracowano świetny sposób pożyczania pieniędzy od obywateli: to obligacje skarbowe. Tylko, o co w tym chodzi i czy warto pożyczyć pieniędzy naszemu rządowi?
Czym są obligacje skarbowe?
To forma papieru wartościowego, która potwierdza, że pożyczyliśmy naszych pieniędzy innemu podmiotowi. Emitent obligacji, czyli jej wydawać, potwierdza tym dokumentem, że pożycza pieniędzy nabywcy (obligatariuszowi) i jednocześnie zobowiązuje się do wykupienie dokumentu w określonym terminie i z ustalonymi wcześniej odsetkami. Obligacja jest więc dokumentem, który potwierdza, że pożyczka miała miejsce. W przypadku obligacji skarbowych nasze pieniądze pożyczamy Skarbowi Państwa, za pośrednictwem Ministerstwa Finansów, ale to nie jedna „firma”, która emituje obligacje. Równie często zadłużają się samorządy, a także przedsiębiorstwa korporacyjne. W tych dwóch przypadkach ryzyko straty kapitału jest nieco większe, a więc i inwestycja bywa bardziej opłacalna.
Dobrze, to jak i kiedy kupić?
Zakup obligacji skarbowych jest bardzo prosty. W końcu w systemie chodzi o to, by każdy kowalski i Nowak, mógł pożyczyć swoich oszczędności państwu. Dlatego obligacje emitowane są systematycznie i dostępne w punktach PKO BP, przez telefon czy Internet. Nie ma terminu lepszego czy gorszego, a i inwestycja nie wymaga ogromnego wkładu kapitału; wystarczy 100 złotych, bo tyle kosztuje jedna jednostka. Nie trzeba zakładać specjalnego konta, takiego jak maklerskie czy dodatkowego rachunku. Wchodzimy do banku i kupujemy.
Czy to się opłaca?
Jak w przypadku, każdej innej pożyczki: to zależy. Obligacje są oprocentowane na różne sposoby. W przypadku tych, o krótszym terminie wykupu mamy do czynienia z oprocentowaniem stałym. Tylko to niejedyny wybór. Możemy także zdecydować się na obligacje indeksowane za pomocą stawki WIBR 6M i za pomocą inflacji. Oznacza to w praktyce, że w pierwszym roku inwestycji oprocentowanie jest stałe, natomiast w kolejnych latach powiększone jest o inflację lub WIBOR. Biorąc pod uwagę, że i to, i to, znacząco rośnie, może to być korzystna opcja. Tylko, nie zapominajmy: nie zawsze uda się nam przegonić inflację. Jeśli będzie systematycznie rosła, pierwszy rok niskiego oprocentowania, będzie nie do odpracowania, ale… To i tak lepszy wybór niż konto oszczędnościowe.
Co, gdy inwestycja się skończy?
Nie ma najmniejszego problemu (przynajmniej teoretycznie). Obligacje zostaną wykupione, a nasze pieniądze wraz z odsetkami trafią na nasze konto. Chyba, że mamy ochotę utrzymać inwestycje: wtedy nasze państwo zroluje pożyczkę i kolejne obligacje kupimy z obniżką, o 10 groszy taniej na jednostce. Jeśli natomiast chcemy wcześniej rozwiązać umowę, to także możliwe i wówczas stracimy na obligacji około 70 groszy.
Czy to bezpieczne?
Właśnie, to takie otwarte pytanie. Do jakiego stopnia, masz zaufanie do stabilności naszego państwa i tego, że będzie ono maiło ochotę spłacać swoje długi? Teoretycznie nie ma możliwości, aby obligacje nie zostały wykupione. Ukraina, która stoi w ogniu walki, obsługuje swój dług i spłaca obligatariuszy. Tylko są sprawy, które niepokoją: częste rozmowy o dodatkowym zbrojeniu, obniżenie wieku emerytalnego, które sprawi, że w 2026 roku aż sześć i pół miliona obywateli odejdzie na emeryturę, wreszcie niezbyt poczytalny Putin, który może zaatakować każdego… nasze państwo chyba tez troszkę się boi, bo na rynku pojawiły się obligacje premiowane, których zakup połączony jest z losowaniem bonusowych pieniędzy. To zachęta do inwestowania, czy wyraz obaw, że tracimy zaufanie do instrumentów rządowych?